NICK CAVE & THE BAD SEEDS: Abattoir Blues / The Lyre Of Orpheus Tylko Nick Cave może tak zacząć płytę. Od piekielnego uderzenia dźwięku. Od zawołania: Get ready for love! Od gitarowego jazgotu Micka Harveya. I od chóru gospel w tle. Otwierająca "Abattoir Blues", pierwszą z dwóch płyt, pieśń "Get Ready For Love" właśnie taka jest. Zawiera to, co w muzyce Cave'a od lat najistotniejsze. Niesamowity, wykrzyczany z pasją tekst. I jakąś zwierzęcą energię emanującą z grania muzyków... Całość jest nieco bardziej stonowana. Nie ma tu może grozy i miłosnej udręki z jego dawnych albumów. A jeśli już, to podane zostały w bardziej wyważony, dorosły sposób. Czy będzie to piękna, rozśpiewana ballada ("Cannibal's Hymn", szczególnie "Let The Bells Ring"), czy rodzaj obrzędowego zaśpiewu ("Hiding All Away" ze świetnym udziałem London Community Gospel Choir), czy coś naznaczonego tajemnicą ("Messiah Ward" i "Fable Of The Brown Ape"). Druga płyta, "The Lyre Of Orpheus", zmian wielkich nie przynosi. Cave to Cave. Choć jakby jeszcze bardziej spokojny. Cohenowy. Szczegóły? W przedmiocie gospel Cave, jak i całe The Bad Seeds (z towarzyszeniem chóru), czują się jak ryby w wodzie ("The Lyre Of Orpheus"). Więcej tu też fortepianu ("Babe, You Turn Me On I Easy Money"). Przypadkowe dźwięki fletu, bouzuki i czegoś tam jeszcze w "Breathless" cudnie upiększają i tak jedną z najładniejszych piosenek twórcy "Mercy Seat". Podobnie jest ze skrzypcami, które niczym rój pszczół oplatają coś, co nazywa się "Carry Me". A na samym końcu ten pan umieścił siedmiominutową perłę: "O Children". I jest to pewnie najprostsza pieśń świata (z monotonią w głosie Cave'a, snującym się fortepianem i niezmordowanym London Community... w tle). Ale daj Boże każdemu taką prostotę... GRZESIEK KSZCZOTEK "Tylko Rock"
|