Ósmy studyjny album wysoko notowanej grupy z Chicago zamyka niezwykle twórczą dekadę jej działalności, którą w 2002 roku zainaugurowała płyta "Yankee Hotel Foxtrot". Wspomnianym albumem "Yankee Hotel Foxtrot", łączącym avant-rockowy eksperyment z muzyką pop, Jeff Tweedy, lider Wilco, ostatecznie odciął się od alt-country'owych korzeni swojego zespołu, który w 1994 roku założył wraz z kolegami - niedobitkami formacji Uncle Tupelo. Zraził do siebie spory odłam fanów, którzy do dziś oczekują jakiegoś powrotu do korzeni w stylu "Being There" z 1996 roku. Tweedy - którego talent jako kompozytora i muzyka jest zbyt duży, by mógł się zmieścić w ciasnej gatunkowej szufladce - zyskał jednak potężne grono nowych zwolenników.
Osmy studyjny album wysoko notowanej grupy z Chicago zamyka niezwykle tworczą dekadę jej działalności, ktorą w 2002 roku zainaugurowała płyta "Yankee Hotel Foxtrot". Wspomnianym albumem "Yankee Hotel Foxtrot", łączącym avant-rockowy eksperyment z muzyką pop, Jeff Tweedy, lider Wilco, ostatecznie odciął się od alt-country'owych korzeni swojego zespołu, ktory w 1994 roku założył wraz z kolegami - niedobitkami formacji Uncle Tupelo. Zraził do siebie spory odłam fanow, ktorzy do dziś oczekują jakiegoś powrotu do korzeni w stylu "Being There" z 1996 roku. Tweedy - ktorego talent jako kompozytora i muzyka jest zbyt duży, by mogł się zmieścić w ciasnej gatunkowej szufladce - zyskał jednak potężne grono nowych zwolennikow. "The Whole Love" w pełni zadowoli tych drugich, łączy bowiem leftfieldowe ciągoty Tweedy'ego, chyba najsilniej zarysowane na "A Ghost Is Born" (2004), z bardziej komunikatywnym, produkcyjnie doszlifowanym na wysoki połysk i nominowanym do nagrody Grammy "Wilco (The Album)" (2009). Nieprzypadkowe zresztą jest sklamrowanie albumu dłuższymi utworami, z ktorych pierwszy to mroczny, hipnotyczny, naszpikowany niepokojącymi efektami elektronicznymi "Art Of Almost", ktory odwołuje się do krautrocka i w finalnej części jest popisem gitarzysty Nelsa Cline'a. Jedenaście utworow dalej mamy za to 12-minutową balladę "One Sunday Morning", ktora rownoważy podszyty szalenstwem "Art. Of Almost", przynosząc wysokiej poetyckiej proby refleksję o starzeniu się, przemijaniu i nieustającej walce z wewnętrznymi demonami. A pomiędzy tymi dwoma kompozycjami jest wszystko to, co u Tweedy'ego najlepsze: fiksacja na tle psychodelicznych Beatlesow ("Sunloathe"), garażowy pop podszyty lekko Velvet Underground czy Markiem Bolanem ("Dawned On Me", "Whole Love") i spora porcja urzekających ballad inspirowanych folkiem i country ("Black Moon", "Open Mind", "Rising Red Lung"). Każdy z tych utworow mimo pozornie łatwej kategoryzacji przynosi sporo urągających tejże kategoryzacji nieoczekiwanych aranżacyjnych czy rytmicznych niespodzianek, nigdy jednak nie egzekwowanych kosztem utraty klarowności i atrakcyjności melodycznej. "The Whole Love" to jedna z najlepszych płyt Wilco, godna postawienia na połce grzbiet w grzbiet z "Yankee Hotel Foxtrot".
|