Większość Reality Killed The Video Star została napisana w studio domowym Robbiego w Los Angeles i nagrana w Londynie. Wśród współautorów piosenek znajdziemy takich artystów, jak Soul Mekanik, Brandon Christy, Richard Spencer i Scott Rudin, Chaz Jankel, Guy Chambers, czy Fil Eisler. Album wyprodukował legendarny Trevor Horn. "Dodał do nagrania coś, czego moje płyty jeszcze nie miały - swój geniusz" mówi Robbie. "Uważam, że cała płyta, kawałek po kawałku, brzmi potężnie". Stylistyczny rozrzut pomiędzy piosenkami jest szeroki i żywiołowy, jak na każdym albumie Robbiego Williamsa. "Mój gust obejmuje wiele gatunków" mówi wokalista. "Nie wiem, czego nie można lub nie powinno się robić. Od każdej reguły są wyjątki: najwyraźniej tym wyjątkiem jestem ja. Lubię być wyjątkiem od dowolnej reguły." Klimat i tematyka piosenek są równie zróżnicowane, od apokaliptycznej teorii spiskowej pierwszego singla "Bodies" ("it's the modern middle ages" - "mamy nowoczesne średniowiecze" śpiewa Robbie) po hymn dla poległego ("Morning Sun"); od dzisiejszej epidemii sławy ("Starstruck") po najbardziej tradycyjny temat świata, czyli "moją pierwszą pieśń miłosną" - "Won't Do That To You". Niektóre dotyczą spraw, na które Robbie wciąż czeka - "mnóstwo piosenek, które śpiewam, stają się później rzeczywistością" zauważa. Inne są efektem odpoczynku i refleksji: "Spędziłem trochę czasu na tej planecie, kilka lat minęło od początku mojej kariery, a teraz spoglądam wstecz i myślę: K***wa mać! Gdzie się podziało tyle czasu? Co się stało? Wciąż czuję się jakbym miał 23 lata. Nic się nie zmieniło. Zmieniło się wszystko." "Dla mnie ta płyta jest symbolem przełomowego momentu w mojej karierze. Wyznacza kierunek, którym podążę. Zdarzyło mi się po drodze kilka świetnych numerów. Ale o tym się zapomina. Zapominamy, czego dokonaliśmy. To przeszłość. Nieco się obawiam, bo od trzech lat nic nie wydałem, ale z każdą premierą wiąże się strach - tak już mam. Nie mogę się doczekać śpiewania tych kawałków ludziom i oglądania ich reakcji. Pragnę wprowadzić słuchaczy w euforię, porwać do tańca, sprawić, że na 50 minut zapomną kim są i gdzie są - i w tym czasie odnajdą siebie w tych piosenkach. Nigdy nie wiadomo, co płyta będzie znaczyć dla odbiorców, dopóki się nie ukaże, ale wierzę, że ten album jest magiczny. Sądzę, że jest fantastyczny. Bardzo lubię tę płytę i jestem z niej szalenie dumny - uważam, że jest świetna i mam nadzieję, że inni się ze mną zgodzą. Chcę by była tą płytą, którą ludzie będą wspominać na dźwięk mojego nazwiska."
|