A PERFECT CIRCLE: Thirteenth Step Debiut A Perfect Circle, "Mer de noms", był dla mnie pierwszym rockowym arcydziełem XXI wieku. Ale nie wszyscy ocenili tę płytę równie wysoko. Pojawiły się zarzuty, moim zdaniem nie do końca uzasadnione, powielania pomysłów Toola, macierzystego zespołu Maynarda Jamesa Keenana. I, niestety, panowie wzięli je sobie do serca. "Thirteenth Step" to album zupełnie inny niż tamten. Nagrany zresztą w innym składzie, bez Troya Van Leeuwena i Paz Lenchantin, z nowym basistą, Jeordie Osborne White'em, z dodatkowymi muzykami, jak Jarboe, wokalistka Swans, która pojawia się tu nie przypadkiem - jej głos w dwóch nagraniach ma wyeliminować wszelkie skojarzenia z Toolem. Zresztą i Keenan śpiewa inaczej niż zwykle do tej pory, czasem brzmi jak David Sylvian, kiedy indziej jak Dolores O'Riordan, ale ta jego ucieczka od własnej osobowości jest czymś, z czym trudno się pogodzić. To tak jakby nagle Mick Jagger zaczął na solowych płytach śpiewać głosem Ozzy'ego Osbourne'a. Nie jestem pewien, czy bylibyśmy tą zmianą usatysfakcjonowani. Zdecydowanie zmienił się też styl muzyki A Perfect Circle. Mniej w niej żaru, więcej liryzmu, mniej zgiełku, więcej zadumy nad przemijaniem otaczającego świata, mniej złości, więcej bólu (dzieło dedykowano zmarłym bliskim). Snuje się ta muzyczka, cudownie otulona na przykład w wyciszone i delikatne dźwięki akustycznych gitar i smyczków ("A Stranger"), albo klawiszy i smyczków ("The Nurse Who Loved Me"), albo gitary elektrycznej, basu i bębnów ("The Package", chociaż tu, gdzieś w czwartej minucie, dostajemy nieoczekiwanie porcję rockowego czadu). Dominują klimaty najbliższe chyba wspomnianego już Sylviana, jego kameralnej, subtelnej, wysmakowanej brzmieniowo, introwertycznej muzyki dla wybranych ("The Noose"). A tylko czasem powraca dawny A Perfect Circle, naznaczony piętnem Toola, pełen niesamowitej pasji, pełen żaru. Powraca zwłaszcza w "A Stranger", z wybornymi, potężnie brzmiącymi gitarowymi riffami, z niby-arabskimi smykami w tle, z rozdzierającym wrzaskiem Keenana. Tylko czasem powraca ten A Perfect Circle, który zdążyliśmy pokochać. To nie jest zła płyta. A jednak trochę szkoda. WIESŁAW WEISS "Tylko Rock"
|